Dzieciństwo, Wyszanowo 1968-1974. Artur Tureczek.

Wyszanowo to dla mnie dzieciństwo. Czasem piękne, czasem trochę straszne ale zawsze dzieciństwo. W Wyszanowie spędziłem tylko kilka pierwszych lat swojego życia i sam nie wiem dlaczego ale pamietam całkiem sporo. Mnie zapewne mało już kto pamięta, małe jasnowlose dziecko na rowerku. Ale ja pamiętam. Pewnie nigdy nie chciałem zapomnieć. Moje najbliższe wspomnienia z Wyszanowem krążą gdzieś wokół wsi, po polach i Furmanowym lasku. Oczywiście nie mogło zabraknąć Kościoła, Procesji na Boże Ciało no i szkoły.

Szkoła to był mój dom. Wielki dom. Ciągle pamiętam przepastne zakamarki strychu, pokój wychodzący na ulice a przede wszystkim pomieszczenia szkolne. Jedna wielka sala (jak na patrzenie dziecka) przedzielona na środku parawanem, dla różnych klas, wielkie ławki niczym ze spektakli Kantora, nieodłączny zapach ropy, którą malowało się podłogę. Latem szkoła była pusta i zdążało się że w przepastnej klasie gromadzono zboże, zapewne z pola nauczyciela. Była też biblioteka. Książki oprawione w szary papier pakowy z pieczęciami i wielkie tablice z jakimiś wykresami. Już nie pamiętam ich treści ale pamiętam że można z nich było zbudować namiot. Była też kancelaria szkolna. Kancelaria mojego ojca. Nie często  ją odwiedzałem. Była jakaś ciemna i tajemnicza. Pamiętam tylko wielkie biurko i regał z ciemnego drewna, na którym stały jakieś księgi i dokumenty. To był trochę taki ‘zakazany pokój’, wiec się do niego nie wchodziło. Najważniejszym dla mnie pomieszczeniem, zaraz po klasie, był jednak strych. Nieco opuszczony ale pociągający. Z tego strychu została mi w pamięci mapa, stara, niemiecka, szkolna mapa. Może od tego momentu datuje się moje ukryte zamiłowanie do historii? tego nie wiem ale gdzieś musiał być początek.

W szkole mieszkałem tylko z ojcem i mama. Miejsca było wiec aż nadto ale tego potrzebowało chyba dziecko aby poczuć swobodę. Do dziś zostało mi zamiłowanie do przestrzeni, nie zawsze osiągalne.

Wyszanowo to rownież dla mnie jego mieszkańcy a przede wszystkim koledzy. Niestety niewiele zostało mi w pamięci jeśli chodzi o ludzi. Pamietam kilka nazwisk, ale twarze się zatarły. Mialem kolegę. Zapewne kilu ale jednego pamietam najlepiej. To był Adam Wróbel. Nie wiem co się dzisiaj z nim dzieje i gdzie przebywa ale wspólne zabawy w lesie, sadzie i na placu przy kościele należały do codzienności. Co do zabaw- pamietam dwie. Moze niezbyt chlubne, ale jednak. Pierwsza i chyba najbardziej niesławna odbywała się w Dzień Bożego Ciała. W tamtych latach przy kościele było jeszcze sporo zarośli i pozostałości po grobach. W obu można się było sprytnie schować. Otóż w Boże Ciało banda Wyszanowskich chłopaków przywiązywała do piorunochrona kawałek linki. Jej główna cześć była dobrze ukryta pod darnią a drugi koniec trzymaliśmy dzielnie, ukryci w zaroślach. Kulminacją zabawy był moment, w którym zbliżały się dziewczyny sypiące kwiaty. Wtedy linka gwałtownie szla w górę i ku naszej uciesze czasem jedna z dziewcząt padała dosłownie i w przenośni naszą ofiarą. Musze przyznać że niestety zachowało się w mojej pamięci że czasem naszym celem był ksiądz z monstrancją. Ale to bardzo niechlubne wspomnienie.

Kolejna z zabaw to oczywiście zabawa w ‘wojnę’ niekończące się gonitwy po wsi, lasach, zakamarkach istniejącego wtedy kolka rolniczego i piwnicach ‘pałacu’ czyli klubo-kawiarni. Pałac to przede wszystkim jednak przedszkole. Piękna, wielka sala i ogród przed budynkiem z akacjami i ich zapachem. Niewiele dziś zostało z przedszkola i niewiele zostało w mojej pamięci. Wiem tylko ze jak każde dziecko płakałem w pierwszy dzień ale pamietam jak przez mgle ze był to dobry czas. Potem przedszkole zlikwidowano. Zostało to w Bukowcu, ale mi nie dane było juz chyba tam uczęszczać. W pamięci pozostała jedynie droga do Bukowca w deszczowy dzień.

Po moim wyjedzie z Wyszanowa na stale, chyba około 1974 moze 75 roku, wróciłem do wsi jeszcze tylko raz. Na Wielkanoc. Mialem wtedy moze 10 lat?. W szkole mieszkała juz wtedy znana wszystkim dzisiejszym mieszkańcom, Pani Wanda. Nie pamietam niestety wiele z tych odwiedzin. Potem wróciłem dopiero około 2007 by pokazać mojej córce Milenie i Kasi miejsce; w którym się wychowałem. Patrzyliśmy długo przez mór okalający Kościół na ogród przy szkole. Nie rozmawiałem jednak z nikim, jakiś wstyd, może żal mną kierował. Cicho przeszliśmy wokół wsi i wyjechaliśmy przez Bukowiec. Pamietam w oknie szkoły mojego brata Marcelego, chciał się o coś dopytać, ale ja zniknąłem, szybko oddalając się w kierunku kościoła. Nie przypuszczałem wtedy jeszcze ze coś moze się zmienić i ze na nowo zbliżę się do Wyszanowa mojego dzieciństwa. .

Contact Us

We're not around right now. But you can send us an email and we'll get back to you, asap.